wtorek, 31 lipca 2012

Taśka

Privet

Wczorajszy dzień był udany. Nawet bardzo. To był jeden z tych wakacyjnych dni, o których mówi się "niezapomniane". Ostatnio mam ich z Vaderem coraz więcej, a widziałyśmy się zaledwie parę razy. Trzeba powiedzieć ,że tak jest fajnie, ale trochę tęsknię za czasami kiedy była nas cała czwórka. Ale przecież w końcu znów będziemy całą paczką i wtedy dopiero wakacje zaczną się na całego. Tak, głęboko w to wierzę.
Nasza wycieczka do Pasażu zakończyła się sukcesem (upolowałam dwie koszulki). Zjadłyśmy tam też pewnego rodzaju obiad (jeżeli to psie jedzenie z pewnego sławnego fast foodu można nazwać obiadem). Przemiły pan sprzedawca opóźniał kolejkę, romansując sobie z koleżaneczką stojącą w kasie na drugim końcu. Kiedy nadeszła moja kolej, z moich oczu już buchały płomienie i miałam ochotę walnąć go portfelem lub czymkolwiek innym. Zamówiłam to co chciałam, prawie warcząc gdy usłyszałam ,że mam jeszcze chwilę poczekać. To jeszcze przeżyłam. Ale kiedy zaczął mi proponować jakieś shaki, już się wkurzyłam. Na pierwsze pytanie "czy chce pani shake'a" odpowiedziałam grzecznie "nie". Na drugie pytanie "czekoladowego, truskawkowego czy karmelowego" popatrzyłam na niego z mordem w oczach i powiedziałam jeszcze bardziej stanowcze "nie", chociaż zabrzmiało to bardziej jak gardłowe warknięcie. Nie dziwcie mi się. Byłam masakrycznie głodna.
Chciałabym serdecznie pozdrowić pewnego blondyna którego spotkałyśmy w Pasażu i miał baardzo pedalską fryzurę. Mam nadzieję ,że jednak nie słyszał "on mnie przeraża" ,a tym bardziej mojego wybuchu śmiechu gdy Vader przeczytała napis na sklepie "Mustang" a ja myślałam ,że chodzi jej o pedalskiego blondyna.
Tak... Nasze dzikie tańce w fontannie mogły ukazać ,że trzeba nas zamknąć w izolatce i trzymać do końca świata. Skakałyśmy między wodą, zatrzymywałyśmy ją stopami i udawałyśmy ,że mamy super moce. No i oczywiście standardowe przytulanie, tak ,żeby druga była jeszcze bardziej mokra. (hehehe)


Whatever doesn't kill me
Doesn't make me stronger
But I'm not gonna give up yet
And if these walls should weaken
I'm still strong enough to know
I'm gonna build them up again
                           

poniedziałek, 30 lipca 2012

Taśka vs Śmierc

Privet

Przede wszystkim wielkie spasibo dla Agi, za urodzinowy rysunek, który wczoraj posłużył mi również za swego rodzaju parasolkę. Obrazek przedstawia mojego ukochanego Rosję, z dość dużym ,przerażającym uśmiechem. No co? Wy byś cie się pewnie nie bali wielkiego (183 cm) Ivana biegającego z kranem? Nie? No to gratuluję odwagi albo głupoty. A jeśli tak... Wcale wam się nie dziwię.
Nie wiem czy to tylko ja mam takie szczęście, że gdy tylko wyjdę to psuje się pogoda. A może tak jest tylko  wtedy gdy wychodzę z Agą. W każdym bądź razie ,mamy pecha. Deszcz zaczął kropić gdy tylko weszłyśmy do parku. Ale jak każde wariatki szłyśmy dalej, przed siebie, patrząc na zdziwione spojrzenia ludzi. Lać zaczęło, gdy weszłyśmy na polanę. Po paru sekundach byłyśmy totalnie mokre. Dosłownie pływałyśmy, a gdy w końcu schroniłyśmy się w jakiejś bramie można nas było wyciskać.
Ale po co iść się przebrać, gdy wyjdzie słońce? Dlatego siedziałyśmy tak dwie godziny, mokre i zmarznięte. >.>

Jeśli Was to cieszy to niedługo zobaczycie na tym blogu moje wesołe twórczości, czyli opowiadania. Jeśli chodzi o rysunki, wolę się nie kompromitować, i pozostawić je Ojcu.


russia hetalia

niedziela, 29 lipca 2012

Śmierć zwana Taśką

Privet

Aby nadrobić straty, jakie związały się z tym ,że wczoraj nic nie napisałam, postanowiłam dzisiaj dodać dwa posty. A wszystko po to żeby Ojciec nie darła się na mnie z byle powodu -.-"

Odejdę na jakiś czas
Uspokoić na chwilę
Będzie wyglądało, jakbym nie był tu w pełni
Zdecydowałem, że dziś
To dobry dzień by olać
Zignoruj mój pusty wzrok



Cały czas mam wrażenie ,że w moim życiu rzeczy układają się nie po kolei... Trochę tak jakbym zapominała o najważniejszych wartościach. Problem w tym ,że nie wiem dla kogo je zapominam. Jestem pewna ,że nie dla pieniędzy ani jakiegoś przystojnego blondyna. Być może jest to związane z moim uzależnieniem od ludzi. Nie musi ich być dużo. Dwie osoby. Jedna. Mogę jej nawet nie widzieć. Ważne żeby była. I trwała. Przy mnie.
To zabawne, że ja, dziewczyna która przez tyle lat skrywała się w cieniu innych i chorobliwie bała się wyjść na słońce, teraz nagle tak pragnie bliskości ludzi. Najdziwniejsze jest to ,że ja cały czas wyłapuję w sobie to ciche stworzenie. I zamiast to zabić, i nie pozwolić mu przejąc kontroli, ja uparcie czekam żeby zobaczyć co się stanie. Niezbyt dobrze. Głupi pomysł.


Ale przestanę emować. Nie po to piszę, żeby pogłębiać ten kanion, który od jakiegoś czasu mnie trzyma. Osoby które mnie znają będą wiedzieć o co mi chodzi, a reszta niech zazdrości mi ciastek <3 


http://www.youtube.com/watch?v=-qTIGg3I5y8


Śmierć

Privet
 Jako iż wczoraj nie miałam siły ani chęci żeby cokolwiek napisać, wypadałoby to zrobić dzisiaj. Wczorajszy dzień był całkiem ciekawy, pomijając kilka niemiłych incydentów. Ale to już moje prywatne problemy o których nie musicie, a nawet nie powinniście wiedzieć.
Ojciec Wam już opisała jak biegałyśmy po fontannie. Ale musicie nas zrozumieć. Temperatura sięgała 30 stopni, jak nie więcej. Było duszno, gorąco i człowiek po prostu chciał wskoczyć do wody i tam zostać. Fontanna była zbawieniem, nie uważacie?
A przy okazji wypadałoby mi pozdrowić miłego wysokiego chłopaka ,który zaczepił nas po pretekstem znalezienia prezentu dla imprezowiczki lubiącej książki. Szkoda ,że nie mogłyśmy Ci pomóc. Ale, skoro nie mogłeś napisać książki (tak jak Ci to proponowałam) to zajął byś się jakimś fajnym wierszem.

http://www.youtube.com/watch?v=wFEBm-pBQ1Q

Nigdy nie miałem w zwyczaju
Zwlekać
Gdziekolwiek nieważne jak cholernie warto
I dziś jest kolejny dzień
Który przeżyłem i odrzuciłem
I mam gdzieś, gdzie on wyląduje


piątek, 27 lipca 2012

Śmierć

Privet

Jestem Śmierć. Zacznę od początku, żeby później nie było niedomówień. 
Moim życiowym hobby jest wkurzanie innych, a także sprawianie i przyciąganie masy problemów. Tak jak wspominała już Zaraza, miałyśmy ucieczkę rodem z Matrixa, którą załatwiłam nam ja. Z proszkiem do pieczenia również ja przesadziłam. Ale żeby nie było, to z wielu sytuacji potrafię się wyratować ^^.
Szczerze mówiąc, to totalnie nie wiem, co będę dodawać na bloga. Ale znając życie, będzie to coś równie pokręconego i dziwnego jak ja ^^
A więc, czas przejść do opisu naszej ucieczki.
Kiedy wyszłyśmy razem z Zarazą na główną drogę (na polach o.o) zauważyłyśmy przejeżdżający samochód. Kiedyś zdarzało mi się tam machać do samochodów, ale proszona przez Zarazę, tym razem nie pomachałam, tylko wyprostowałam rękę (przed siebie, a nie w bok) z uniesionym kciukiem. W oknie samochodu zobaczyłyśmy czerwoną twarz gościa zgolonego na łyso, z rapeuśmiechem. Samochód zatrzymał się i skręcił, a ja widząc to wydarłam się *o k*rwa!!! Zawracają!!!* i zaczęłam uciekać. Zaraza za mną. Chociaż w szkole była prawie nie klasyfikowana z w-f, udało jej się mnie prześcignąć, co jest dziwne biorąc pod uwagę, że jestem najszybszą dziewczyną (pomijając fakt ,że biegłam zgięta, krztusząc się śmiechem). I po raz kolejny napędziłam nam stracha (no a kto inny?). Usłyszałam skręcający samochód, więc nie wiedzieć czemu znów się wydarłam i runęłam w stronę rowu. Zaraza za mną. Mina człowieka siedzącego za kierownicą - niezapomniana. 
Później się zastanawiałyśmy , czy oni pomylili nas z paniami do towarzystwa, czy myśleli że się zgubiłysmy, czy też sami się zgubili.
Więc, pytanie na dziś. Co byście zrobili, gdybyście zatrzymali wóz (nawet jeśli nie macie prawka) a na wasz widok dwie dziewczyny zaczęły się drzec i uciekac z prędkością światła? Piszcie w komentarzach ^^